piątek, 2 lipca 2010

Cannes po północy




Jedna z tych nocy, którą warto zapamiętać. Po upalnym dniu spędzonym na plażach i kawiarniach w Bandol udaliśmy się busem do Antigues. Byliśmy na tyle szaleni, żeby wieczorem wyruszyć w rowerową podróż do oddalonego (podobno!) o 15 km Cannes. Jak to zwykle bywa w przypadku naszej ekipy, zatrzymujemy się już po kilku minutach jazdy. Trafiamy do przydrożnej knajpy, gdzie zamawiamy 5 pizz. Ja próbuję przelać do półlitrowego bidonu 1,5 litra coca-coli.

Wyjazd z miasta idzie dość sprawnie. Droga cały czas z górki, co nas trochę martwi. W końcu trzeba będzie jakoś wrócić. Jest już po 23. Po kilkudziesięciu minutach wjeżdżamy do bardzo żywego miasteczka. W centrum mnóstwo mężczyzn w wyprasowanych koszulach i wyperfumowanych kobiet. Nasza grupa w odblaskowych kamizelkach stanowi niemałą atrakcję. Jesteśmy przekonani, że to już Cannes. Wkrótce okazuje się, że musimy jechać dalej. Mkniemy pośród drogich samochodów i restauracji. Nie mamy ze sobą mapy, wszyscy są już trochę zmęczeni.

Krótko przed pierwszą dojeżdżamy do miasta. Jedyne, na co mamy ochotę to znalezienie sklepu z winem i miejsca na plaży. Siadamy tuż przed centrum festiwalowym. Na piasku siedzi jeszcze dużo innych grup, głównie pijanych nastolatków. Mimo kiepskiego światła udaje mi się zrobić kilka zdjęć. Miasto jednak zawodzi. Mnóstwo blichtru i hałasu. Uderza kontrast spoconych rowerzystów i pachnącego miejsca płynącego na fali luksusu. Część z nas jest zupełnie bez sił i myśli o spaniu na plaży. Ostatecznie o 1:40 ruszamy z powrotem. Zmęczenie powoduje, że wszyscy przemieszczamy się zwartą grupą i prawie się nie zatrzymujemy. Orzeźwiający wiatr od morza sprzyja szybkiej jeździe.

Po 3 nad ranem jesteśmy już w Antigues. Po drodze mamy mały wypadek - Marysia spadła z roweru. Borys zaczął naprawiać hamulec. W tym czasie Łukasz dojrzał otwierającą się piękarnię. Udało nam się wytargować 13 czekoladowych croissantów za 11 euro. Wniebowzięci wracamy na camping. Po drodzę zgubiliśmy się kolejny raz, ale to nie szkodzi.

Martyna Dominiak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz