wtorek, 22 czerwca 2010

Opowiedzieć miasto dźwiękiem?



Wszystko jest dźwiękiem.

Nie jesteśmy w stanie. Nie wiem, jak można opisać wszystko, co nas zaczęło spotykać tak, żeby oddać wrażenia każdego zmysłu, sprawić, żeby czytający poczuł. Poczuł wszystko tak, jak sami odczuwamy. Musnął opuszkami palców kolejne podawane dłonie, przyjemny chłód butelki wina trzymanej na samym środku paryskiej ulicy, wciągnął głęboko do płuc dym papierosowy unoszący się nad tłumem ludzi złączonych miejską nocą. Spróbował posmakować bagietki zjadanej pospiesznie w metrze, w drodze do ambasadora słuchając tykającego zegarka, bagietki nasączonej słodkim poczuciem winy, że łamiemy protokół dyplomatyczny.

Spróbujmy opisać dźwiękiem. Ulica, na którą wychodzą okna naszych hotelowych pokoi jest światem w pigułce. Siadając przed drzwiami recepcji o drugiej z minutami trzydziestoma w nocy, można zrozumieć, czym jest życie. W szumie głowy, który przyniósł dzień zupełnie niezwykły, zamykam oczy. Słyszę ludzki gwar, syreny pędzącej gdzieś niedaleko karetki, nigeryjskich i portugalskich kibiców krzyczących z auta hymny pochwalne na cześć pewnego głupiego sportu, który tak bardzo kocham. Kroki na bruku, rytmiczne kroki na bruku nadają takt moim myślom. Musisz być piękną, pewną siebie kobietą, podbijającą kolejne dzielnice Paryża dotykiem swoich obcasów. Wokół Ciebie wianek męskich głosów, żywszych niż Tomasz Zimoch komentujący dawne sukcesy polskiej piłki klubowej.

Mamy święto muzyki. Na każdej ulicy grają zespoły, co chwila przenosząc nas w zupełnie inne muzyczne światy. Znów zamykać oczy? Nie, tutaj dźwięk i obraz tworzą jedność. Tańczymy wśród zupełnie obcych sobie ludzi, dając się nieść stopom. Jakiś Francuz ciągnie mnie za krawat, a mi się wydaje, że jego śmiech jest także muzyką.

Ulica żyje, tętni życiem. Może później opowiem o tym, co działo się za dnia, ale czasu na to mało. Ambasador Polski, Maison Lafitte, Jim Haynes, La Fete de La Mousique. Brzmi jak wyliczanka, a jest jednym z najlepszych dni w moim życiu. Zadanie na dziś - opowiedzieć o tym kiedy indziej. Koniecznie.

Znów w biegu, znów w miasto - tym razem w kierunku Biblioteki Polskiej.

Przemek K.

5 komentarzy:

  1. A tu się Wam piekielnie zazdrości.. Podzielicie się jakimiś zdjęciami "na gorąco"?
    Pozdrowienia dla ekipy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach tam, czego zazdrościć, to ciężka praca... ;)

    Na naszą Picasę powinny do jutra dotrzeć zdjęcia, póki co są tam zdjęcia Stefa, niedługo dodamy jeszcze inne- http://picasaweb.google.com/bobkowski2010.

    Fotografie dołączane do notek również są nasze.

    Pozdrowienia,
    Przemek

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, foty! My tutaj w Polsce wylko w ten sposób możemy 'naocznie' przeżywać tą podróż z razem z Wami ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. a do tego może jeszcze jakieś krótkie filmiki ;)))))

    OdpowiedzUsuń