piątek, 25 czerwca 2010

Nocne pisanie, dobranoc.


Jest już późno i ciemno, wreszcie spokojnie i chłodno. Paryż daleko za nami. Gdzieś za oknem w oddali słychać dźwięk motoru. Zapewne ktoś pędzi teraz za swoimi marzeniami, gdy ktoś inny odkrywa niepojęte stany. Dziś ogarnia mnie melancholia. Czy to wciąż echo Paryża? Owych dni minionych? Tych doświadczeń, tych refleksji, które trzeba objąć w słowne ramy? Czy finałem będzie dobry tekst czy kolejna podarta kartka?

Lubię pisać, gdy wszyscy już śpią. Zagłębiam się w ciszę, a to co wtedy słyszę to jedynie wyobraźnia. A ta suka płata figle. Nie chcę słyszeć pukania do drzwi, za którymi wita mnie tylko ciemny korytarz.

Ten wyjazd to zabawa, ale i ciężka praca. Piszę to, choć tak bardzo chcę już spać. Podczas pierwszej spędzonej tutaj, w Tuluzie nocy, Bobkowski czuł się tak jakby „po raz pierwszy stąpał po ziemi”, nie czując żalu za powoli kończącą się Francją, która przypominała mu Grecję z okresu, kiedy zaczęto nazywać ją Achają. Wychowany w inteligenckiej rodzinie szlacheckiej młody pisarz przed zaśnięciem myślał o losach kultury i cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Ja, siedemdziesiąt lat później, pod tym samym niebem, zupełnie odruchowo zaczynam myśleć o Amsterdamie, który na nowo wzywa mnie do siebie, na wojnę z własnymi koszmarami i słabościami.

Noc to podobno pora rzeczy poważnych, a ja wiem że pieprzę banały.

Takie jest właśnie nocne pisanie. Dobranoc’



natalia k.

2 komentarze: